poniedziałek, 24 czerwca 2013

Krótka recenzja serii Holika Holika Petit BB

No nie. No po prostu...no nie. Rubyruby7 wysłało mi właśnie wiadomość, że nie wyślą mi kremu z syn - ake Nutree, ponieważ ta marka już nie będzie go produkować i nigdzie nie mogą go dostać. Wszystko okej, ale czy takich rzeczy nie sprawdza się PRZED wystawieniem produktu na eBay? : |
Pieniądze mi odesłali, więc kupiłam inny, o ten. Skład może nie jest jakiś super zachwycający(bardzo dziękuję blogerce za dodanie go), ale już trudno, na inny nie było mnie stać teraz, Mizon się kończy(i dobrze!), a ja swojej kuracji syn - ake nie chcę przerywać.
Dzisiaj krótko zrecenzuję wam wszystkie kremy marki Holika Holika z serii Petit BB. Były to pierwsze moje bebiki i od tamtej pory mam duży sentyment do tej marki. 

Kremów jest pięć:


Suche fakty
Essential(pomarańczowy) - dla cery dojrzałej, zawiera kolagen i kawior, walczy z niedoskonałościami i zmarszczkami.
Moisture(fioletowy) - dla cery suchej, zawiera kwas hialuronowy, zapewnia nawilżenie i naturalne pokrycie niedoskonałości.
Clearing(niebieski) - dla cery tłustej/mieszanej/problematycznej, zawiera m.in. olejek z drzewa herbacianego,  kryje niedoskonałości, walczy z nadmiarem sebum i zapewnia gładkie, satynowe wykończenie.
Shimmering(różowy) - teoretycznie dla ciemnych cer. Teoretycznie, ponieważ chodzi tutaj o ciemne cery w Azji, które chcą się "wybielić". ;) Więc u nas będzie to oznaczało, że jest on dla bardzo jasnych cer. Zawiera wyciąg z perły, ma za zadanie rozświetlić buzię, kontrolując przy tym wydzielanie sebum.
Watery(zielony) - dla cery normalnej, zawiera wyciąg z zielonej herbaty i wodę glacjalną, naturalnie pokrywa niedoskonałości, nawilża i nie utlenia się.

Cena
Od 20zł w polskich sklepach internetowych i Allegro, od 6$ na eBay za pojemność 30ml.

Moje spostrzeżenia
Zacznę od tych, które miałam najwcześniej.
Shimmering jest bardzo, bardzo, bardzo jasny. Prawie biały, ma w sobie trochę różu. Po dwudziestu minutach ten odcień odrobinę się utlenia. Bardzo dobrze kryje i ślicznie rozświetla, to jest typowy efekt dewy, ale nie taki przesadny, "latarniowy", jak u wszystkich kremów z perłą np. Skin79. Wygładza optycznie zmarszczki, nie włazi w nie. Kontrola sebum jest rewelacyjna. W zimę dopiero po 8 godzinach(bez pudru!) wymagał poprawek i zaczynał się ścierać, w lecie niestety już po 3 godzinach znika. Jego wadą jest fakt, że podrażnia przesuszone i i tak już podrażnione miejsca.
Essential ma już bardziej ludzki odcień. Nadal bardzo jasny, jest tutaj i róż i odrobina żółci. Dopasowuje się do odcienia skóry. Kryje nawet mocniej, niż Shimmering i...to jest niefajne. Jest ciężki, tym kremem da się osiągnąć okropny efekt maski i to bez większego problemu. Bardzo łatwo tu o "ciacho", więc trzeba z umiarem nakładać bebik. Daje lekki efekt dewy, ale taki zwykły, jak u większości istniejących kremów bb. Po czterech godzinach wymaga poprawek, sebum zaczyna się przebijać. Nie zauważyłam z Moniką, żeby coś robił dobrego dla buzi, u niej podobno parę miejsc przesuszył.
Watery ma mocno ciasteczkowy kolor, dużo różu i jeszcze coś...tak jak napisałam, nie utlenia się, odcień jest cały czas ten sam. U mnie krycie określiłabym jako średnie, wystarczające. Niestety nie "zmiękczył" mi zmarszczek. Efekt końcowy na buzi określiłabym jako pół-matowy. Coś tam nawilżył, na buzi utrzymywał się ok. 5-6 godzin bez poprawek i pudru.
Moisture był jasny, odrobinę różowy, po dwudziestu minutach kolor dopasowywał się do odcienia skóry. Bardzo dobrze kryje, optycznie wygładza zmarszczki, nie włazi w nie. Po 5-6 godzinach potrzebne są poprawki, zaczyna schodzić. Całkiem nieźle nawilża. 
No i Clearing...Clearing jest żółtkiem, typowym żółtkiem bez żadnych różowych tonów. Nie jest też taki super jasny, jak jego bracia. Krycie określiłabym jako średnie w kierunku pełnego. Efekt jest matowy, ale nie taki plaski, twarz nadal wygląda na ludzką. U mnie utrzymywał się 4 godziny w nienaruszonym stanie(cera mieszana), ale z pudrem. Bez - godzinę krócej. Nie zauważyłam żadnej poprawy cery, ale może to dlatego, że używałam go zbyt często.

KAŻDY z tych bebików ma cztery wspólne cechy. Po pierwsze: cudowny zapach, taki perfumowany, kwiatowy(zauważyłam, że ogółem większość kosmetyków tej marki bardzo ładnie pachnie). Po drugie: każdy z nich podkreśla "wypukłe i okrągłe" niedoskonałości i suche skórki. Po trzecie: każdy z nich ma taką samą konsystencję - gęstą, ale łatwo rozprowadzającą się. Po czwarte: są całkiem wydajne. Shimmering(który mi pozostał, resztę porozdawałam, chcąc zrobić miejsce dla innych bebiszonów) skończył mi się po czterech miesiącach.
I podejrzewam też, że każdy z nich(tak jak Shimmering) nie sprawdzi się w lecie, są po prostu za gęste.

Podsumowując
To nie są na pewno złe bebiki. Ale należy je traktować raczej z przymrużeniem oka - nie spodziewajcie się, że Wasza cera po stosowaniu ich poprawi się na lepsze, bo się nie poprawi. To tylko kolorowe kosmetyki, ale już nie podkłady i należy o tym pamiętać przy zmywaniu. Na skórze wyglądają naturalnie, są niedrogie i nie ma problemu z ich kupnem. Myślę, że początkujące w sprawie kremów bb będą bardzo zadowolone. Ja byłam. :) I to one spowodowały, że "ugryzłam:" temat azjatyckich kosmetyków.

Werdykt
Każdy oddzielnie:
Shimmering 4/5
Essential: 2/5
Watery: 3/5
Moisture: 4/5
Clearing: 3/5
Polecam wszystkie, oprócz Essential'a. Myślę, że mimo ich wad każda dziewczyna znajdzie tutaj któryś dla siebie.
I chyba jeszcze kiedyś któryś z nich kupię.
Ale to już wtedy, kiedy nie będę miała nic w planach do testowania. ; >


A w następnej notce recenzja białego żelka Liese! : D

niedziela, 23 czerwca 2013

Ponoć najchętniej kupowany sleeping pack w Korei - recenzja Tonymoly Intense Care Dual Effect Sleeping Pack

Wczoraj napisałam Wam, jak bardzo lubię tę maseczkę. Dlaczego zatem musiałam ją wymienić na Wizażu? Czytajcie dalej.


Suche fakty
Maseczka ma za zadanie rozjaśniać i działać przeciwzmarszczkowo, w tym również ujędrniać i nawilżać buzię, a także zapewniać dobry sen(?). : D Zakładam, że chodzi tu o zapach, który ma nas uspokoić. Przed snem należy nałożyć odrobinę na twarz i delikatnie wklepać. Nie zmywamy jej rano.

Cena
Polskie sklepy internetowe i Allegro - ok. 80zł. eBay - od 12$ wzwyż za 100ml.

Moje spostrzeżenia
Maseczka ma gęstą, żelową i lepką konsystencję, nie ma jednak większych problemów z jej rozsmarowaniem. Opakowanie wyposażone jest w bardzo dobry dozownik, tzw. ciężki, czyli trzeba mocniej nacisnąć, żeby coś wyleciało. Jedyna jego wada jest taka, że czasem lubi "prysnąć" kosmetykiem i jego część wyląduje w bliżej niezidentyfikowanym miejscu.
Zapach...omnomnomnomnom. <3 Cudowny, pudrowy, bardzo kojący. Typowo kosmetyczny. Mnie usypia i faktycznie relaksuje.
Maseczka nie znika z buzi w kontakcie z poduszką.
Rano twarz jest idealnie nawilżona, mięciutka, gładka, a przebarwienia rozjaśnione. Wygląda po prostu bardzo promiennie i świeżo.
ALE...
No właśnie. I tutaj odpowiedź na pytanie...
Maseczka bardzo dobrze wchłaniała się w mroźną zimę. I działała.
Ale potem nastały dużo cieplejsze dni i...kicha. Niestety, jej działanie zostało w dużym stopniu obniżone, nie wchłaniała się prawie w ogóle. Stwierdziłam więc, że bez sensu trzymać w domu taką wielką tubę i stosować maseczkę kilka razy w roku, ponieważ po pierwsze, nie wykończę jej w ten sposób nigdy, a po drugie jednak istnieje coś takiego, jak data ważności...a produkt jest bardzo wydajny i jest go dużo.
Oczywiście na waszych buziach może zadziałać w cieplejsze dni. Ale radzę na początek zakupić próbki - ja tak właśnie będę robić na okres zimowy.

Podsumowując
Sleeping pack idealny w działaniu, ale chyba zbyt treściwy na cieplejsze dni. 

Werdykt
No nie wiem...dałabym 5/5, ale nie mogę. Tak mnie denerwuje fakt z tym wchłanianiem...no i jeszcze czasem ten złośliwy dozownik...
Chyba wstrzymam się z oceną.
I nie kupię już pełnowymiarówki.

A Wy? Macie jakieś doświadczenia z tą maseczką?

sobota, 22 czerwca 2013

Coś dla leniwych maniaków pielęgnacji - recenzja Nature Republic Sleeping Tonight Rose Sleeping Pack

Dzisiaj przybywam do Was z recenzją mojego drugiego w życiu koreańskiego sleeping pack'a. Pierwszym był Tonymoly, którego pokochałam, ale niestety z pewnych przyczyn musiałam go wymienić na Wizażu. Jakich przyczyn? O tym w następnym poście.
W związku z tym stwierdziłam, że fajnie by było kupić sobie jakiś inny, o którym w internecie mało, żeby przetestować i zrecenzować, najlepiej marki, której jeszcze sama nie próbowałam. Padło na Nature Republic Sleeping Tonight.



Suche fakty
Maseczka ma za zadanie utrzymywać skórę nawilżoną, a także ją odżywiać. W ofercie są jeszcze dwie inne wersje - lawendowa(z tego, co czytałam, ma zwężać pory) i neroli. Nakładamy ją po wieczornym oczyszczaniu i przetarciu buzi tonikiem. Pozostawiamy na noc, rano zmywamy letnią wodą.
W internecie widziałam też inne opakowania tej maseczki. Nie mam pojęcia, która wersja to upgrade, ale opakowanie mojej podoba mi się bardziej... : D

Moje spostrzeżenia
Maseczka ma żelową, gładko rozsmarowującą się konsystencję. Po nałożeniu pozostaje na buzi, nie wchłania się od razu. Ale co to byłby za sleeping pack, gdyby od razu się wchłaniał?! Nie ściera się jednak o poduszkę, za co ogromny plus. Pachnie różą - nie taką pączkową, tylko zwykłą, ciut chemiczną. To jest megaprzyjemny zapach i jeszcze długo czuć go po aplikacji - nie jest jednak w żaden sposób nachalny. Producent zapewnia, że koi i uspokaja. Cóż, ma rację, mnie taka różyczka w bardzo miły sposób lula do snu.
O poranku zmywam buzię letnią wodą i...
Ojej. Ojej.
Buzia wygląda...o wiele lepiej. Nawet nie wiem, czy znajdę słowa na to, żeby to opisać.
Nawilżenie na razie nie jest mi potrzebne, więc ciężko mi stwierdzić, czy nawilża, ale...ludzie, jak ona odżywia.
Buzia jest gładka, rozjaśniona. Pory nawet nieźle zwężone. Zmarszczki jakby trochę wyprasowane, ale nie jestem pewna.
Kurde, no nie wiem, jak to opisać. Po prostu fotoszop na mordce.
Jeszcze warto wspomnieć, że przez noc w lecie(upały! upały!) prawie całkowicie się wchłania. Za to ogromny plus.
Nie trzeba też dużo wycisnąć, żeby pokryć całą twarz, więc myślę, że będzie całkiem wydajna, jeśli będę stosować ją ok. 2 razy w tygodniu.
Ale ma też swoje wady...osoby podatne na wysypywanie: mnie doszło trochę zaskórników. 

Podsumowując
Bardzo dobry sleeping pack. Jestem tylko ciekawa, jak z tym nawilżeniem. Będzie update, kiedy przyjdą chłodniejsze dni i buzia będzie go bardziej potrzebowała.

Werdykt
4/5
Zdecydowanie warta wypróbowania. Polecam.
Następnym razem do koszyczka poleci wersja neroli, która ma kremową konsystencję. Ciekawe, jak się sprawdzi? : >



Iiii przyszedł już mój krem przeciwsłoneczny i  i mój pierwszy krem cc! : D A także długo wyczekiwany biały żelek Liese. Ostatnio zakochałam się w lokach, ciekawe, czy da sobie radę z moimi włosami?

sobota, 15 czerwca 2013

Jak krem cc - recenzja zbiorowa Lioele Dollish Veil Vita BB Cream

Jestem ostatnio okropnie zalatana, w szkole poprawy, na eBayu...trzech sprzedawców, których trzeba było upomnieć, z czego u dwóch otworzyłam spory. Denerwowałam się za dwóch, rzeczy warte trochę hajsu...Niepotrzebnie, bo wszystko skończyło się bardzo dobrze:
- f2plus1 przysłał kolejnego fat burnera Holiki, tym razem dobrze zapakowanego. Dorzucił też dwa gratisy - próbkę remy The Smim marki The Face Shop(marzę o pełnowymiarówce) i orzeżwiającą piankę do czyszczenia Misshy. Wystawiłam mu magiczną piątkę, ponieważ zrobił to w ekspresowym tępie, w dodatku obyło się bez otworzenia sporu, wystarczyło napisać do niego PW.
- jewerlyhouse przysłało mi bebika Skin79 Chiffon BB Mousse. Bardzo chciałam go wam zrecenzować, ale niestety - był zepsuty. Nie zamieniał się w piankę, w dodatku pachniał bardzo dziwnie...taką właśnie skisłą pianką...bleee. : | Sprzedawca zapytał, czy ma wysłać jeszcze raz, czy też wolę odzyskać pieniądze, Wybrałam drugą opcję, ponieważ odcień bebika był ciemniejszy, niż standardowo, miał pomarańczowe tony(!)
- saylucky7 natomiast wysłał mi sleeping packa Nature Republic miesiąc temu i nic nie dochodziło, wkurzyłam się i zarządałam zwrotu pieniędzy. I uwaga, paczka przyszła następnego dnia, w dodatku napachana gratisami i uroczym listem("How's life in Poland? I would love to visit that country someday!"), prawie sie popłakałam i od razu ponownie wpłaciłam, pisząc, jak mi przykro. Aczkolwiek teraz zastanawiamy się wspólnie, czemu to tak długo szło? : |

Powiem wam, że niestety, Mizon w dalszym ciągu nic nie robi, na szczęście niedługo się skończy, zamówiłam już na zapas kolejny krem z syn - ake(Nutree). Nigdy nie próbowałam tej marki.
I czekam, aż przyjdzie też mój krem przeciwsłoneczny Holiki, za późno zabrałam się za jego kupno. Słońce świeci tak, że już widzę siebie jako orzecha włoskiego za dziesięć lat. : D

Zmieniłam też trochę sposób pisania swoich recenzji, żeby był dla Was bardziej przejrzysty.

Dzisiaj opiszę wam obydwa odcienie kremu bb Lioele Dollish Veil Vita. Każdy z nich zachowuje się na buzi trochę inaczej.
Zaczynamy.


Suche fakty
Jest to bardzo lekki krem bb z całą masą witamin, producent obiecuje nawilżenie i odżywienie.
W sprzedaży dostępne są dwa odcienie: zielony(natural green, ma zakrywać zaczerwienienia) i fioletowy(gorgeous purple, ma za zadanie rozjaśniać twarz, dając efekt młodej, zdrowej cery). 
Po roztarciu zmienia barwę. Posiada SPF25 PA++.

Cena
Ok. 75zł na Allegro i w polskich sklepach internetowych, za granicą ok 16$. W sprzedaży dostępne próbki.

Moje spostrzeżenia
Obydwa odcienie wyglądają, jak pasta do zębów i pachną bardzo podobnie - subtelnie, kwiatowo, odrobinę metalicznie(?), z czego bardziej metalicznie pachnie wersja fioletowa. Zapach ten jest przyjemny, po aplikacji utrzymuje się chwilę, później jest ledwo wyczuwalny.
Konsystencja jest na wpół kremowa, nie leje się, ale nie jest też gęsta, bardzo łatwo rozsmarować kosmetyk. Nie widzę w nim zadnych kapsułek zawierających kolor, ale może to dlatego, że jestem ślepa jak kret. ;) Po rozsmaniowaniu kremik zmienia barwę.
I teraz tak - zielony jest jaśniejszy od fioletowego. Gryzie się to ze słowami producenta i sprzedawców, ale wierzcie mi, że tak jest. Albo może inaczej...obydwa miałyby taką samą barwę, ale w fioletowym jest o wiele więcej różowych tonów, więc po prostu jest ciemniejszy. Zielony to taki jasny beżyk, ale różu też w nim troszeczkę jest. Trzeba go bardzo dokładnie rozsmarować - nie bać się trzeć, w przeciwnym razie w niektórych miejscach pozostaną nieestetyczne, białe smugi.
Obydwa dają matowe wykończenie. Stopień krycia oceniam jako niski, stopień wygładzenia też. Nie da się go budować, bardzo łatwo przesadzić z ilością kremu, po nałożeniu zbyt dużej, mamy na buzi piękne "ciasto". Zielony faktycznie ukrywa zaczerwienienia, ale powiem wam, że fioletowy również dobrze sobie z tym radzi, a dodatkowo skóra wydaje się po jego nałożeniu bardziej promienna i zdrowa, niż po nałożeniu natural green(który w ogóle nie maskował optycznie moich wstrętnych zmarszczek).
Zielony utrzymywał się na mojej mieszanej cerze około pięciu godzin bez poprawek, później zaczął schodzić. O dziwo, fioletowy trzymał się o godzinę, dwie dłużej, tylko nos zaczynał mi się po tych pięciu godzinach świecić.
Mnie krem nie zapchał, ale Monikę tak. Więc różnie z tym bywa.
Nie podkreślił mi też żadnych suchych skórek, ani nie uczulił.
Po zmyciu skóra jest miękka i gładka, całkiem nieźle nawilżona.
 
Podsumowując
Kremiki są idealne na lato. Matują, są leciutkie, równomiernie schodzą w trakcie dnia. Mi do gustu bardziej przypadła wersja fioletowa. Wydaje mi się, że najlepiej będzie najpierw przetestować obydwa odcienie przed zakupem pełnowymiarówki, może się bowiem okazać, że wybrany odcień pełnego wymiaru nie sprawdzi się na naszej skórze, każdy z nich czymś się od siebie różni. W wyglądzie i aplikacji bardzo przypominają dostępne teraz na rynku kremy cc. Swoją drogą, zamówiłam jeden, żeby je sobie pod tym względem porównać.
 
Werdykt
4/5.
Polecam szczególnie osobom z cerą tłustą i mieszaną.
I TAK, kupię pełnowymiarówkę. :)
 

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Specjaliści od efektu dewy - kto robi to dobrze, a kto produkuje latarnię w kremie?


To, że uwielbiam tzw. "dewy finish" nie jest dla moich znajomych niczym nowym. Moja buzia wygląda w takim wykończeniu młodziej, bardziej świeżo i zdrowo.
Dewy finish ma za zadanie stworzyć iluzję, iż nasza twarz jest "wilgotna", spryskana wodą, tak jak to wygląda wtedy, kiedy wychodzimy spod prysznica. Nie ma nic wspólnego z nadmiernym wydzielaniem się sebum. ;) Wygląda to tak:

Reklama kosmetyku mającego nadać taki "wodny" połysk - Nymph Aura Volumer od Etude House(czy tylko ja uważam, że niektóre ich kosmetyki są mocno przereklamowane?)


Ten efekt często mylony jest ze zwykłym rozświetleniem. Niesłusznie, ponieważ dewy finish wygląda bardziej "fizycznie", mamy wrażenie, że gdy dotkniemy twarzy, będzie ona lekko wilgotna. To efekt lustra. Co ciekawsze, większość rozświetlaczy daje właśnie taki efekt. 

Kremy bb słyną z tego wykończenia, ale...no właśnie. Większość z nich odbiega od "dewy", pozostawiając na buzi tłustawy połysk. Zdrowy, ale...to nie to.  Nie zastygają, są nadal lekko wyczuwalne na twarzy. Są to m.in. kremy Skin79(np. Oriental Gold). 
I chyba właśnie po to stworzono  kremy, które mają zawierać w sobie sproszkowane perły, rubiny itd.. Mają one zastygać, kontrolować przy tym sebum i nadawać skórze efekt lustra. I powiem wam, że do tej pory tylko jedna, jedyna marka dała sobie z tym radę. Producenci bowiem nie potrafią dobrze wyważyć, ile owych pereł, rubinów i innych kamieni powinno w kremie być, żeby to wyglądało prawidłowo. 
Marki, które wypróbowałam i które wciskają nam latarnie to Skin79(m.in. Waterdrop BB Cream - za duży, niezdrowy, bardzo świetlisty blask) i Shara Shara(Natural Shining -przy czym ten to dopiero daje latarnię! : D jest i tłustość i zbyt dużo drobinek!). 

A marka, która daje sobie z tym radę?
Holika Holika.
Producenci naprawdę wiedzą, jak się do takiego efektu zabrać. Krem Petit Shimmering BB Cream i Real Skin Finish dla cery suchej i normalnej nie zawierają wielkich, nachalnych drobinek, nadają dokładnie taki efekt, jaki marka przedstawia w swoich reklamach. Niestety, bebiki marki Holika Holika(nie wszystkie!) mają tendencję do okrutnego podkreślania suchych skórek i innych "wypukłych" niedoskonałości, do tego Shimmering jest dosyć ciężki, u mnie nadaje się tylko do noszenia w zimę.
Kocham je mimo to i z bólem serca muszę przyznać, że nie sprawdzą się u większości cer. 



Więc co robić? Szukać dalej?
Można. Takich kremów trochę na rynku jest, ale niestety ciężko je znaleźć, a już w szczególności ciężko natrafić na te dobre. No i zdecydowana większość jest też dosyć droga...a próbek brak.
Ale nie trzeba szukać. Efekt dewy bez problemu można stworzyć rozświetlaczem w kremie, sztyfcie, lub w płynie, np. marki Inglot. Nie polecam tych w pudrze - trzeba się trochę naszukać, żeby znaleźć dobry, bardzo dużo takich rozświetlaczy nadaje wyjątkowo nieestetyczny, ultradrobinkowy efekt.
Ja bardzo lubię ten pod oczy marki Benefit(Sephora) Ooh La Lift. Jest idealny do stworzenia "wilgotnego" wykończenia(a pod oczy to już inna bajka ;)).

Wystarczy nałożyć rozświetlacz na kości policzkowe, środek nosa, pod łuki brwiowe i na środek czoła. I voila! Ale uwaga - z rozświetlaczem bardzo łatwo przesadzić, więc nakładamy go stopniowo, najpierw małą warstwę i w miarę potrzeby dokładamy więcej.

Oczywiście dewy finish nie jest dla wszystkich. Osoby z cerą tłustą nie będą zadowolone, ich sebum może być nie lada konkurencją dla wodnego połysku. Natomiast dla osób z cerą suchą i normalną to może być wybawienie - buzia "ożyje" i będzie sprawiała wrażenie bardzo idealnie nawilżonej i wypoczętej. Jako posiadaczka cery mieszanej, przyznam, że ten efekt i mnie bardzo pasuje. Ale wiadomo - każda buzia lubi co innego, należy próbować wszystkiego.

sobota, 1 czerwca 2013

Zamiast kremu, czy zamiast bazy? - recenzja Tonymoly Latte Art Milk Tea Morning Pack

Dziś będzie o niedrogim bajerze, który kupiłam...ponieważ przyciągnęło mnie opakowanie i wizja dawania skórze codziennej dawki herbacianej pielęgnacji. Hm. W sumie można to samo powiedzieć o niektórych kremach Skinfood z herbacianej serii... ;)
Do dzieła!
Mowa tutaj o maseczce na dzień Tonymoly Latte Art Milk Tea Morning Pack.
Pisała już o nim Silverose. Wtedy jeszcze miał  opakowanie w kształcie kubka z bawarką z dołączoną esencją w formie pojemniczka a'la "śmietanka". Niestety, mimo swojego uroku, było totalnie niepraktyczne. Nastąpił upgrade i tak ten kosmetyk prezentuje się dziś:


Produkt ten o pojemności 100ml zakupiłam na eBay za niecałe 8$.
Kosmetyk ma za zadanie przede wszystkim nawilżać i wygładzać buzię. Dodatkowe funkcje to lifting, ochrona przed zmarszczkami i rozjaśnianie. Zawiera ekstrakt z kukurydzy, kofeinę i czarną herbatę.
Nie jest to maseczka typu "wash off". Należy nałożyć odpowiednią ilość na twarz, rozsmarować i wklepywać ok. 20 sekund.
Opakowanie jest teraz bardzo praktyczne, można je zabierać ze sobą w podróż, dodatkowo posiada otwieraną "klapkę" jako zamknięcie. A więc bardziej higienicznie, niż kubek. Fajnie.
Design boski, brązowo - biały. Ten dzbanek z herbatą jakoś tak kojarzy mi się z logiem starego Coffee Heaven. :)
Konsystencja jest "śliska", kremowa, troszeczkę ciężej ją rozsmarować, niż krem nawilżający, jest ciut toporna. Kosmetyk ma biały kolor z delikatnym bezowym zabarwieniem. Zapach jest ledwo wyczuwalny, niestety. W dodatku w ogóle nie wyczuwam tu żadnej herbaty. Może faktycznie odrobinę mleka, ale dominuje tu zapach, powiedziałabym nawet, trochę męski.
Tak czy inaczej, po chwili znika zupełnie.
W czasie aplikacji czułam, jakbym nakładała bazę - zostawia na skórze ten sam, wygładzający film. A po aplikacji buzia była ładnie nawilżona i niezwykle odświeżona - to się po prostu czuło.
Ale...czy wygładzona? Tak zupełnie? No właśnie nie bardzo, efekt na pewno nie był tak spektakularny, jak się spodziewałam.
Kosmetyk nie przedłuża też długości mojego makijażu.
 Jest za to całkiem wydajny - stosuję dwa miesiące i jeszcze nie zbliżam się do końca. :)
Nie uczulił mnie, ani nie zapchał. Nie obciąża skóry, jest leciutki!

Podsumowując:
+nawilża i odświeża
+lekki
+wydajność
+cena
+opakowanie
+/-wygładza, ale bardzo subtelnie
-nie przedłuża makijażu
Ogólna ocena: 4/5
Czy kupię ponownie: raczej nie. Kupiłam go jako gadżet do mojej pielęgnacji, ale tak naprawdę nie jest w niej niezbędny.
Komu polecam: osobom o każdym typie cery, zwłaszcza dla cery tłustej i mieszanej, można go stosować zamiast kremu. Dla "sucharków" to może być za mało.
 
Z tej serii Tonymoly wypuściło jeszcze Cacao Pore Pack(coś dla fanek starego opakowania Milk Tea Morning Pack, tutaj też się bawimy) i  Cappuccino Cream in Scrub(jeszcze można dorwać stare opakowanie, ale też był upgrade).