czwartek, 30 maja 2013

Wstępne odczucia w stosunku do Mizon S-Venom Wrinkle Tox Cream i recenzja Liese Designing Jelly Multi Accent

Po dwudziestu czterech dniach stosowania słynnego kremu Mizon myślę, że mogę już coś o nim powiedzieć. Pełną recenzję napiszę, gdy wykończę całe opakowanie.

 
Krem ma spłycać zmarszczki, zapobiegać powstawaniu nowym, ujędrniać, nawilżać, odżywiać...czyli dokładnie robić to, co mają robić wszystkie kosmetyki z syn - ake. Nie zawiera parabenów.

Nie podoba mi się ten krem.

Nie podoba mi się, ponieważ na razie nie widzę likwidowania zmarszczek, nie widzę och wygładzenia.
Przeciwnie!
Moje wyprasowane dzięki kremowi Purebess zmarchy wróciły po przestawieniu się na Mizona! ;__;
Może buzia musi się oswoić z innym składem...może. A może nie.
Krem ma śliską, kremową konsystencję, nie wchłania się jednak od razu - robi to baaardzo wolno, tak więc nakładam  go tylko na noc i ewentualnie po szkole, kiedy zmyję makijaż. Nie jest lepki, ale tworzy trochę tłustawą i nieestetycznie wyglądającą na buzi warstewkę, toteż innej możliwości nie widzę. ; >
Rano(jeśli krem zdąży się wchłonąć, bo bywa i tak, że moje pięć - sześć godzin snu mu na to nie wystarcza...) buzia jest dobrze nawilżona i mięciutka, ale przez pierwsze trzy aplikacje nic takiego nie miało miejsca, twarz była sucha i w przeciętnej kondycji.
Zapach ma przyjemny, jakby kwiatowy, po kilku minutach się ulatnia.
Niestety, zauważyłam, że wydajność siada. Nakładam na twarz cieniutką warstwę(na zmarszczki ciut grubszą), a kremu już jest 2/3. Więc jakby to sobie obliczyć, to starczy na mniej więcej dwa miesiące. A był trochę drogi. 24$ na drzewach nie rośnie.
Zobaczymy, jak to z nim będzie. Kiedy go wykończę, planuję kupić It's Skin Power 10 Formula Syn - Ake Effector, czyli...w sumie już nie mam pojęcia, co to właściwie jest. Basia z Azjatyckiego Cukru nazywa kosmetyki z tej serii "kremami wodnymi", ale z wyglądu mi to wygląda na ampułkę.
Kuszą mnie też kremy z owym peptydem marki Secret Key.
W każdym razie coś czuję, że moja znajomość z marką Mizon nie potrwa długo. Ale mogę się mylić, więc jeszcze wstrzymam się z oceną.

A teraz przejdźmy do recenzji żelka Liese Designing Jelly Multi Accent.

 

Co ma właściwie owy żelek robić? No właśnie. Opis producenta niewiele mi mówi. Ma za zadanie "wyrzeźbić" fryzurę i je unieść...w mojej opinii jednak on ma nadać włosom efekt natapirowanych bez niszczenia ich.
W ofercie dostępne są jeszcze cztery inne żelki: wersja zielona I Tidy Staight, biała II Swing wave, III Nuance Make i IV Move and Flow:


Kupiłam go na eBay za 14$.
UWAGA! Jeśli zamierzasz kupić JAKIEKOLWIEK azjatyckie produkty do włosów(tych marek, które słyną z genialnych tego typu kosmetyków, m. in. właśnie Liese, Shiseido itd.) na eBay, bądź bardzo czujna! Większość sprzedawców pochodzi z Tajwanu, Hong Kongu i Tajlandii i BARDZO ŁATWO jest trafić na PODRÓBKĘ! CZYTAJ KOMENTARZE WYSTAWIONE PRZEZ INNYCH UŻYTKOWNIKÓW, ZWŁASZCZA TE NEGATYWNE!Mi udało się kupić oryginały, ale zanim do mnie doszły(a doszły na szczęście szybko) zdążyłam się najeść sporo stresu. Wróćmy jednak do tematu.
Jego konsystencja jest właśnie żelowa, trochę lejąca się. Jest przezroczysty. Pachnie jak klasyczny produkt do włosów.
Kupiłam go, ponieważ mam dokładnie taką samą fryzurę, jak modelka na zdjęciu. Identycznie wycieniowaną. Tylko grzywkę mam na bok. : D Ale chciałabym właśnie unieść je u nasady i utrzymać po wysuszeniu te zakręcone pazurki na końcach włosów.
Jak nakładam? Wyciskam jedną pompkę(dokładnie taka ilość, jaką wypluwa mi wystarczy) i wmasowuję dość energicznie w całe włosy. Efekt końcowy jest dość spektakularny - push up typowy dla tapiru. Trochę bardziej też zakręca końcówki.
Po użyciu lepiej umyć ręce, bez tego mogą się odrobinę lepić.
Produkt nie skleja włosów, chyba, ze użyjemy go za dużo, jest niewidoczny i nie obciąża włosów. jednakże efekt  otrzymany bezpośrednio po aplikacji utrzymuje się raczej krótko, maksymalnie godzinę...później musimy targać włosy unosząc je do góry. Wtedy jest okej. Możemy też od razu po użyciu obficie spryskać lakierem.
Podobnie jak jego bracia, jest całkiem wydajny jak na 75ml.
Nie wysusza włosow.
Minusem jest cena - prawie pięćdziesiąt złotych to gruba przesada. Takie produkty bez problemu możemy kupić w polskich supermarketach, a ich ceny zaczynają się o 9zł w górę...

Podsumowując:
+/-działanie, jednak nie utrzymuje się ono cały dzień bez pomocy naszych rąk, lub lakieru
+nie skleja i nie obciąża włosów
+konsystencja
+opakowanie
+wydajność
+nie wysusza
+/-łatwo można trafić na podróbkę

-cena
Czy kupię ponownie: nie, raczej podziękuję. :)
Komu polecam: osobom chcącym uzyskać efekt natapirowanych włosów, szczególnie z włosami mocno wycieniowanymi, na grube może nie zadziałać.

Skończył mi się już Move & Flow, a to oznacza, że czas kupić wersję białą - II Swing Wave. :) Mam nadzieję, że też będzie podwijał mi końcówki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz